Kontakt ul. Sienkiewicza 30/32, 87-100 Toruń
tel.: (+48) 56-611-38-10

Z EMILIĄ ZIÓŁKOWSKĄ-GANC O NEONACH

Zdjęcie ilustracyjne

Zapraszamy do zapoznania się z wywiadem, jaki Winicjusz Schulz przeprowadził z dr Emilią Ziółkowską-Ganc – adiunktem w Katedrze Historii Sztuki XX w. w Europie Środkowej i na Emigracji Wydziału Sztuk Pięknych UMK. Rozmowa o neonach, zwłaszcza tych toruńskich, została opublikowana w najnowszym numerze "Głosu Uczelni" (pełen numer do pobrania TU).

– Neon to po prostu reklama czy może także ozdoba, a nawet dzieło sztuki?
– Wszystkie te określenia pasują do neonu jako oryginalnego wytworu sztuki użytkowej, w przypadku którego funkcjonalność idzie w parze z estetyką. Ogólnoświatową karierę neon zawdzięczał nie tylko walorom wizualnym, dzięki którym dekorował przestrzeń i skutecznie przykuwał wzrok przechodniów. O popularności tego rodzaju reklamy decydowała także budowa lampy pozwalająca dowolnie kształtować szklane rury i uzyskiwać różnorodne efekty kolorystyczne. W okresie PRL-u neony stanowiły charakterystyczny element krajobrazu każdego większego miasta. Obok wyrobów wzornictwa przemysłowego, rękodzieła, plakatów, mozaik weszły one do klasyki powojennego designu. Myśląc o neonie w kategoriach dzieła sztuki, warto podkreślić jego potencjał jako medium i materii eksperymentów w rozmaitych praktykach artystycznych, od sztuk wizualnych przez film po teatr.

– Chyba oboje zgodzimy się, że za PRL, czyli słusznie minionych czasów, miały jeszcze dodatkową funkcję – rozświetlały smutną, szarą rzeczywistość...
– Owszem, pod warunkiem, że prawidłowo działały (śmiech). W Toruniu, podobnie jak w wielu innych miastach, nie wyłączając stolicy, obecność neonów była pożądana choćby ze względu na brak wystarczającego oświetlenia ulic. Rolę, jaką odegrały neony w krajobrazie miejskim epoki PRL-u trudno zresztą sprowadzić tylko do kwestii estetyki i pragmatyzmu. Świetlne instalacje służyły bowiem za subtelne narzędzie propagandy. Pod koniec lat 50., na fali odwilżowego przełomu, władze podjęły decyzję o wdrożeniu planu neonizacji polskich miast, mającej unaocznić rzekomą nowoczesność, postęp i dobrobyt kraju. Warto podkreślić, co dziś może trudno zrozumieć, że ówczesna reklama nie miała charakteru komercyjnego. Idea neonizacji związana była raczej z chęcią nadania przestrzeni „światowej” aury. W wyniku neonowej kampanii wiele centrów miast urzekało grą świateł. Uwadze opinii społecznej nie uszedł jednak fakt, że były to dekoracje bez publiczności, przynajmniej w późniejszych godzinach wieczornych. Po 22.00 ulice miasta stawały się wymarłe, sklepy i lokale były zamknięte (nie licząc drogich klubów z dancingiem), brakowało transportu miejskiego i taksówek, a mało kto miał samochód, w dodatku po zmroku bezpieczeństwo malało.

– Nawet czasem się przekornie zastanawiam, czy były nam potrzebne, skoro w tamtych czasach niczego pod dostatkiem nie było, nie było czego reklamować, a w sklepach, salonach mody zionęło pustką lub nudą.

– Podobne wątpliwości, co do sensu instalowania reklam, wyprowadzających klientów w pole, nieustannie przewijały się na łamach prasy, także lokalnej, która wskazywała, że „neon to nie wszystko”. Zresztą już sama idea propagowania przejawów konsumpcjonizmu w socjalistycznym systemie scentralizowanej dystrybucji dóbr rodzi oczywistą sprzeczność. Słów krytyki nie szczędzono także absurdom inwestycyjnym, w rezultacie których wydawano krocie na modny neonowy szyld, zamiast na wentylację w lokalu gastronomicznym, gdzie latem nie sposób było przebywać.

– Neony w tamtych czasach kojarzyły się przede wszystkim z Zachodem, Stanami Zjednoczonymi. Wystarczyło pójść do kina na amerykański film, by natknąć się na scenerię ulic wieczorem rozświetlonych wielobarwnymi neonami.
– Poruszył Pan ciekawy aspekt funkcjonowania neonów jako elementu kreowania estetyki i narracji produkcji ekranowych, a za ich pośrednictwem – zbiorowych wyobrażeń. Nocne krajobrazy rozświetlonych metropolii – jak Nowy Jork, Chicago czy Las Vegas – stały się jednym z symboli amerykańskiego stylu życia, którego poziom był bez porównania wyższy niż w PRL-u. Neon stanowił nieodłączną część wielkomiejskiego mitu, który widzom zza żelaznej kurtyny ukazywał perspektywę zupełnie odmienną od trudnej codzienności – egzotycznego, podszytego dreszczykiem emocji, lepszego świata wolności.

– Nim zagłębimy się w dzieje neonów, przede wszystkim toruńskich, wytłumaczmy – zwłaszcza młodszym czytelnikom – jak działało takie urządzenie, czyli neon?
– Neon to potoczne określenie na lampę jarzeniową (wyładowczą) w formie szklanej rury wypełnionej rozrzedzonym gazem szlachetnym (takim jak: hel, argon, neon, krypton, ksenon) lub oparami metali (zwykle rtęci). Zamkniętą z obu końców elektrodami rurę wykonywano ze szkła przezroczystego. Warto pamiętać, że neon generuje tylko jeden kolor – czerwony lub pomarańczowy w różnych odcieniach. Jeszcze w latach 20. zaczęto eksperymentować z innymi gazami, ich mieszankami i powłokami luminescencyjnymi wewnątrz rury dla poszerzenia zakresu barw lampy. Przykładowo, fioletowy kolor uzyskuje się dzięki ksenonowi,
zielony – argonowi, zaś tuba wypełniona helem świeci na biało. Zasadniczo więc proces tworzenia neonów pozostaje niezmieniony od prawie 100 lat.

– Polskie neony były jak zachodnie czy raczej uznać je należy za tańsze kopie – myślę oczywiście o technologii, a nie treściach.
– Jeśli wierzyć doniesieniom prasowym, szczególnie branżowym, to techniczna kondycja neonów odzwierciedlała kulejący poziom innych, rodzimych gałęzi przemysłu, jak motoryzacja czy budownictwo. Technicznie rzecz biorąc, zasada działania i konstrukcja neonów nie odbiegała od zachodnioeuropejskich standardów, w przeciwieństwie do jakości samych elektrod czy transformatorów. W okresie nasilonego zapotrzebowania na neony produkcja nie nadążała z dostarczaniem niezbędnych komponentów o określonej trwałości, co nie tylko uniemożliwiało montaż nowych urządzeń, lecz również wykluczało naprawę istniejących. Abstrahując od kwestii zaopatrzeniowych, z natury rzeczy neon nie jest długowieczny, przede wszystkim na skutek wypalającego się stopniowo gazu, który wymaga uzupełniania. Aby podołać problemowi uszkodzonych neonów, z inicjatywy największego ich producenta w kraju Przedsiębiorstwa Usług Reklamowych „Reklama” – powstawały odrębne oddziały odpowiedzialne za konserwację urządzeń. Wsparciem dla bydgoskiej filii PUR miał być toruński zakład remontowy usuwający awarie neonów na terenie województwa. O kulisach tej współpracy pisał lokalny dziennik, usiłujący dowieść, że przyczyną niedziałania neonów w Bydgoszczy jest opieszałość toruńskich konserwatorów, rzekomo dokonujących sabotażu w imię odwiecznej rywalizacji dwóch miast (śmiech).

– Neony kojarzyły się w tamtych czasach z wielkimi miastami. Ba, wręcz były ich atrybutem, czyli jeśli Polska to Warszawa, Katowice, Kraków, Gdańsk. A jak na tym tle wypadał Toruń?

– No cóż… Trudno nazwać Toruń miastem neonów, ale dziesiątki różnych instalacji artystycznych upiększało wieczorny i nocny krajobraz miasta. Jako miasto powiatowe (do reformy administracyjnej w 1975 roku) Toruń nie mógł dorównać pod względem liczby i jakości neonów miastom wojewódzkim, gdzie możliwości inwestycyjne osiągnęły zupełnie inny poziom. Potwierdza to przykład Bydgoszczy, której centrum urzekało urodą i mnogością świetlnych instalacji. Nie znaczy to jednak, że w Toruniu nie usiłowano realizować ambitnych planów w zakresie neonizacji, co nabrało szczególnego znaczenia wobec przygotowań do obchodów 500-lecia urodzin Kopernika. Wraz z decyzją władz miasta o kompleksowym odnowieniu Starego Miasta podjęto starania o nadanie reprezentacyjnego charakteru głównym ulicom: Szerokiej i Królowej Jadwigi. Ze względów finansowych nie udało się zrealizować całości przedsięwzięcia, ale mimo wszystko trakty te stanowiły „zagłębie” dekoracji świetlnych. Przy próbie oceny toruńskich neonów jako szerszego zjawiska, trzeba pamiętać o lokalnych uwarunkowaniach determinujących zmiany w przestrzeni miejskiej. Z jednej strony służby konserwatorskie sprawowały kontrolę nad jednolitym wyrazem estetycznym zabytkowego centrum, kładąc nacisk na spójność świetlnych szyldów, stąd przewaga elewacyjnych napisów. Z drugiej strony niekończący się las rusztowań wzdłuż elewacji kamienic musiał utrudniać montaż reklam.

– Spróbujmy usystematyzować jakoś wiedzę o toruńskich neonach. Kto przede wszystkim pozwalał sobie na taki luksus? Jakie firmy? Jakie branże?
– Odpowiedź na to pytanie muszę poprzedzić krótką dygresją. Neony pojawiły się w Toruniu w międzywojniu, choć należały do rzadkości z uwagi na wysokie koszty ich realizacji. Do wybuchu II wojny światowej w ścisłym centrum miasta powstało przynajmniej 10 tego typu reklam świetlnych zachęcających do odwiedzenia sklepów, apteki, kin czy orbisowskiego biura podróży. Warto wspomnieć o neonowych przedsięwzięciach zagranicznych firm, w tym niemieckiego koncernu Schicht, producenta słynnego mydła „Jeleń”. Na zlecenie firmy zaprojektowano gigantycznych rozmiarów neon (12 x 1,2 m!) z hasłem: „Radion sam pierze”. Instalacja miała zostać umieszczona na dachu jednej z kamienic przy ulicy Szerokiej, ale kłopoty finansowe pokrzyżowały te plany. Przyglądając się powojennym realiom, zwłaszcza w początkach lat 70., gdy produkcja neonów w Toruniu osiągnęła punkt kulminacyjny, trudno wskazać branżę, która nie wykorzystywałaby tego rodzaju reklam. Największą ich liczbą oczywiście mogły poszczycić się państwowe przedsiębiorstwa, jak „Społem” i „Miejski Handel Detaliczny” (sklepy spożywcze i przemysłowe). Neon stał się szczególnie emblematyczny dla lokali gastronomicznych i hoteli (np.: orbisowskie „Kosmos” i „Helios”). Również zakłady przemysłowe nie mogły się obejść bez świetlnej reklamy, by wymienić: „Elanę”, „Merinotex”, „Towimor”, „Torpo”, „Toral”, „Tormięs”. Nie sposób pominąć w tym wyliczeniu obiektów użyteczności publicznej, jak dworce kolejowe i autobusowe, urzędy pocztowe, szpitale, kina, stacje benzynowe, nawet targowisko – wszędzie tam instalowano neony. Być może niektórym osobom wyda się zaskakująca obecność neonu na… budkach telefonicznych Milicji Obywatelskiej (w formie akronimu MO), które zresztą stawiano w wielu miastach.

– A aspekt artystyczny? Zwykła informacja, prosta czcionka czy może jednak choć odrobina artystycznego szaleństwa?
– Wszystkie te tendencje odnajdziemy w toruńskich neonach. Zdecydowanie przeważały elewacyjne reklamy liternicze, przy czym zaskakująca jest ich różnorodność. Popularny wariant stanowiły mniej lub bardziej urozmaicone napisy z pojedynczych lub podwójnych rur, gdzie każda litera umieszczona była na osobnym podkładzie (Międzynarodowy Klub Prasy i Książki przy ul. Wielkie Garbary, sklep „Moda damska” przy ul. Królowej Jadwigi, kawiarnia „Europejska” przy ul. Szerokiej). Ciekawie prezentował się nieco egzotyczny krój czcionki neonów „Orbis” zdobiących siedzibę firmy przy zbiegu Rynku Staromiejskiego i ul. Żeglarskiej, a także „prehistoryczny” napis wyburzonego dworca autobusowego. Stosowano też litery osadzone na wspólnym podkładzie, jak na elewacji sklepu „Okazja” przy ul. Szewskiej czy salonu odzieżowego przy Wielkich Garbarach. Wśród reklam literniczych na uwagę zasługują finezyjne szyldy utworzone z samych rurek (np.: neon sklepu tekstylnego „Tkanina” przy ul. Szerokiej). Charakterystycznym elementem krajobrazu Torunia stały się monumentalne reklamy szczytowe, jak PKO, „Fotonu” i „Elany” zainstalowane na dachach wieżowców Osiedla Młodych. Neonem, który na pierwszy rzut oka mógł wydawać się nieskomplikowany, był napis na dachu hotelu „Helios”. Tymczasem olbrzymie litery powstały z wielu metrów rur, ułożonych pasmowo i tworzących zwarte wypełnienie liter. W przestrzeni miasta nie zabrakło realizacji wyróżniających się pod względem plastycznym. Do takich z pewnością należała okazała instalacja na dachu nieistniejącej już klubokawiarni „Wodnik” przy Bulwarze Filadelfijskim. Dominującym elementem tej kompozycji była uproszczona forma graficzna w postaci Wodnika z trójzębem w otoczeniu tryskających strumieni wody i fal.

– A komunikat: najzwyczajniej jak można, czy może ktoś się wyróżnił oryginalnością?

– Powszechną praktyką było wzmacnianie przekazu literniczego prostą grafiką lub znakiem firmowym, jak w przypadku neonów „Elany” na dachu wieżowca Osiedla Młodych, „Orbisu” z kulą ziemską czy siedzib „Metronu”, „Towimoru”, „Torpo”. Przykładów łączenia napisów z schematyczną formą obrazową znajdziemy sporo, by wskazać neon: kina „Orzeł” ze szpulami taśmy filmowej, lokal Polskiego Monopolu Loteryjnego z liściem koniczyny, baru „Ekspres” z łyżką i widelcem, sklepu tekstylnego „Jedwabnik” z motylem, sklepu obuwniczego „Kameleon” z gadem, stacji obsługi samochodowej z kluczem nastawnym. Jedną z najbardziej rozbudowanych treściowo instalacji stanowił neon na elewacji hotelu „Polonia”. Reklama ta ewoluowała od prostych napisów do kilkuelementowej kompozycji, złożonej z obrazu boya hotelowego i parującej kawy, zamienionej później na bardziej kuszącą grafikę kieliszka z napisem Dancing. Nie mogę powstrzymać się od odrobiny złośliwości, stwierdziwszy, że niektóre świetlne napisy zyskiwały nową wymowę,  gdy część liter uległa awarii (śmiech). I tak, niezamierzenie, pojawiały się rebusy o nowym komunikacie w stylu: „…ty..ły ..piernicze” (Artykuły papiernicze), „Mię.. – ..dliny” (Mięso – Wędliny), Ow..ce – ..rzywa” (Owoce – Warzywa).

– Sam pamiętam sytuację, gdy częściowej awarii uległ neon nieistniejących już Zakładów Mięsnych przy ul. Lubickiej. Wyświetlały się „Zady Mięsne”. A co z kolorystyką, animacjami?
– Prawdę mówiąc, ta kwestia jest najtrudniej uchwytna, zwłaszcza dla kogoś, kto – tak, jak ja – nie mógł poznać neonowego Torunia sprzed transformacji ustrojowej. Wybiórczo zachowana dokumentacja archiwalna oraz stosunkowo niewielka liczba kolorowych fotografii i pocztówek powoduje, że niełatwo zrekonstruować kolorystykę, a tym bardziej dynamizm świetlnych elementów. Niemniej jednak źródła przekonują, że zazwyczaj stosowanymi barwami były czerwień, biel, żółć, przy czym jedna instalacja mogła wyróżniać się kilkoma elementami w różnych kolorach (hotel „Polonia”, Międzynarodowy Klub Prasy i Książki). Jeśli chodzi o sekwencyjność świecenia, to takie rozwiązania były bardzo kosztowne i na szerszą skalę niestosowane w Toruniu. Najczęściej efekt ruchu osiągano poprzez zapalające się i gasnące w określonym rytmie litery bądź elementy graficzne, jak w przypadku wywieszek semaforowych z napisami dwustronnymi: „Dom Pana” i „Obuwie” przy ul. Szerokiej. Atrakcyjnie musiały wyglądać ruchome formy graficzne zastosowane w reklamach restauracji „Herbową” (tańcząca para), baru „Ekspres” (łyżka i widelec), Totalizatora Sportowego (biegnący piłkarz), „Merinotexu” (kręcący się kołowrotek).

– Ma Pani jakiś ulubiony toruński neon, który zrobił na Pani szczególne wrażenie?
– Oczywiście. Cenię neony ukształtowane wyłącznie z rurek, tworzące ażurową kompozycję, jak reklamy kawiarni „Pod Gołębiem” czy sklepów: „Tkanina”, „Pamiątkarstwo”, „Owoce warzywa”. Realizacje te charakteryzowały się dużą dekoracyjnością i wyszukaną linią czcionek. Niemniej jednak szyldy te nie były pozbawione mankamentów. Za dnia eteryczna instalacja stawała się niemal niewidoczna, trudna do odczytania. O neonie zwykle myślimy w kategoriach efektu osiąganego nocą, ale trzeba pamiętać, że udany projekt to taki, który klarownie komunikuje daną treść za dnia. Stąd projekty koncepcyjne neonów zatwierdzano w dwóch wersjach: dziennej i nocnej.

– Kto w tamtych czasach zajmował się projektowaniem i tworzeniem toruńskich neonów?
– Prócz inwestorów w procesie powstawania reklam neonowych uczestniczyli przedstawiciele różnych specjalizacji: elektrycy, konstruktorzy urządzeń reklamowych, metaloplastycy, dmuchacze szkła, artyści. Projektantami neonów byli zarówno graficy, plastycy, jak i architekci, którzy tworzyli pojedyncze reklamy lub opracowywali spójną koncepcję dla całych ciągów ulicznych. Jeśli chodzi o producentów reklam świetlnych, to w latach 30. XX wieku działało w Toruniu kilka prywatnych firm, zwykle należących do inżynierów (jak „Elektron” L. Kręckiego i „Radius” T. Kossakowskiego). Toruńskie neony wychodziły także spod ręki warszawskich przedsiębiorców (m.in. Teofil Jarosz, Zakłady Elektromechaniczne Dworakowskich). Po wojnie produkcję reklam neonowych zmonopolizowały wyspecjalizowane zakłady państwowe, z których najprężniej działało Przedsiębiorstwo Usług Reklamowych „Reklama” z filiami w każdym mieście wojewódzkim. Najczęściej bydgoskiej i poznańskiej placówce powierzano zlecenia na toruńskie neony. „Reklama” współpracowała z toruńskim oddziałem Pracowni Sztuk Plastycznych. Efektem takiej kooperacji był m.in. neon hotelu „Helios”, zaprojektowany przez Ewelinę Szczech-Siwicką. Niestety, autorzy sporej części neonów nie są obecnie znani, co – miejmy nadzieję – zmieni się w przyszłości, gdy rozproszona po różnych instytucjach dokumentacja trafi do archiwów państwowych.

– Zająwszy się tematem toruńskich neonów, znalazła Pani też czas i możliwości na prześledzenie ich losów – jakieś się zachowały się, są gdzieś przechowywane?
– Losy neonów są oczywiście ściśle powiązane z dziejami politycznymi. Już od początku lat 80., wraz z pogłębiającym się kryzysem gospodarczym, na porządku dziennym były niedziałające neony. W obliczu przemian ustrojowych, kiedy zaniedbane reklamy stanowiły jeden z symboli upadłego systemu, zaczęto je likwidować, zastępując tańszymi nośnikami z tworzyw sztucznych i billboardami. Z okresu PRL-u przetrwał w Toruniu w niezmienionej lokalizacji i formie tylko jeden neon – napis Spółdzielni Mieszkaniowej na Skarpie umiejscowiony na dachu pawilonu usługowo-handlowego przy ul. Wyszyńskiego. Od zezłomowania udało się uratować neony dworca Toruń Miasto i restauracji „Herbowej”, które trafiły do warszawskiego Muzeum Neonów. Zdemontowany z budynku dworca napis „Toruń Główny” przechowywany jest w magazynie. Z kolei dzięki artyście Stefanowi Kornackiemu ocalały podkłady literowe świetlnych napisów z hotelu „Kosmos”, zakładu „Elana” i pawilonu handlowego „Uniwersam”. Generalnie podejmowane w ciągu ostatnich kilkunastu lat w całej Polsce inicjatywy środowisk aktywistycznych i społeczności lokalnych przyniosły szereg pozytywnych rezultatów dla ochrony tego rodzaju zabytków. Gwoli ścisłości trzeba też odnotować, że mamy w Toruniu kilka neonów „kapitalistycznych” powstałych pod koniec lat 90. i na początku dwutysięcznych (np.: na budynkach galerii handlowych „Kometa” i „Copernicus”), jeszcze przed rozpowszechnieniem oświetlenia LED-owego.

– Dziś królują ekrany LCD, LED-y. Jest jeszcze jakaś szansa na renesans neonów? Taki fajny old school mógłby powrócić na przykład jak w muzyce winyle?
– Absolutnie tak, choć zjawisko to zapewne nie osiągnie masowego charakteru z prozaicznej przyczyny: wysokich kosztów produkcji i konserwacji neonów. Obecnie panuje moda na LED-owe „neony”, często stosowane we wnętrzach. Wprawdzie tego typu produkty stanowią tańszą i wygodniejszą w użytkowaniu alternatywę wobec tradycyjnych jarzeniówek, ale pod żadnym względem nie mogą się z nimi równać. Efekt wizualny, jakość i aura świecących, szklanych rurek powoduje, że niektórzy przedsiębiorcy decydują się na zainwestowanie w neonową reklamę. Przykładem jest najmłodszy toruński neon, funkcjonujący od ubiegłego roku na dachu kawiarni „Przy Wiśle”, ciekawy pod względem plastycznym i świetnie współgrający z architekturą niewielkiego pawilonu. Życzyłabym sobie, aby takich udanych realizacji, dobrze wkomponowanych w przestrzeń miejską, w Toruniu przybywało.

– Dziękuję za rozmowę.

pozostałe wiadomości