Konserwatorki z Wydziału Sztuk Pięknych UMK zbadały i określiły stan pierwszego wydania książki Mikołaja Kopernika "De Revolutionibus Orbium Coelestium" przechowywanego w bibliotece Uniwersytetu św. Tomasza na Filipinach. To początek współpracy UMK z uczelniami z Manili.
Najważniejsze dzieło polskiego astronoma ukazało się drukiem w 1543 r. Spod prasy drukarskiej wyszło wtedy około 500 egzemplarzy. Na Filipiny trafiły cztery lub pięć z nich. – Był to obszar kolonizowany przez Hiszpanów będących potęgą morską, a w dziele Kopernika "O obrotach sfer niebieskich" są tablice, którymi można się podpierać w nawigacji – tłumaczy dr hab. Mirosław Wachowiak, prof. UMK, prodziekan ds. nauki i współpracy międzynarodowej Wydziału Sztuk Pięknych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. – Dlatego Hiszpanie nie wciągnęli go na indeks ksiąg zakazanych. To paradoks, że Galileusz jest już zamknięty w areszcie domowym, dziełu Kopernika w krajach europejskich grozi się palcem, a tymczasem zakonnicy na Filipinach (m.in. dominikanie i augustianie) dbają o to, żeby w swoich księgozbiorach mieć tak światłego autora jak Kopernik.
Oprócz prof. Wachowiaka do Azji Południowo-Wschodniej poleciały dr Jolanta Czuczko i mgr Karolina Komsta-Sławińska z Katedry Konserwacji-Restauracji Papieru i Skóry WSzP UMK.
Kopernik zostaje w Manili
Do dzisiaj na świecie zachowało się około 200 egzemplarzy pierwszego wydania "De Revolutionibus Orbium Coelestium", w tym jeden w zbiorach biblioteki Uniwersytetu św. Tomasza w Manili. – W maju 2022 r. na Uniwersytecie św. Tomasza wizytę złożył ambasador RP na Filipinach – mówi dr Jolanta Czuczko. – W jej trakcie zaproszono polską delegację do biblioteki, by pokazać, jakim skarbem dysponuje uczelnia. Gdy przedstawiciele naszego państwa zobaczyli, co to za dzieło i w jakim jest stanie, wpadli na pomysł, żeby w perspektywie zbliżającego się roku kopernikańskiego podjąć się wspólnej, polsko-filipińskiej konserwacji-restauracji książki.
Ambasada zwróciła się z prośbą o pomoc do Biblioteki Narodowej. Jej dyrektor zaproponował współpracę konserwatorom z Wydziału Sztuk Pięknych UMK. Po rozmowach z rektorem i władzami wydziału rozpoczęły się przygotowania do wyjazdu polskiej delegacji na Filipiny. Toruńskie konserwatorki odbyły kilka wirtualnych spotkań z Filipińczykami i pracownikami ambasady, by uzgodnić zakres współpracy, termin, zadania oraz to, jakie są możliwości i zasoby konserwatorskie, aparaturowe i instrumentalne partnera. – Próbowaliśmy zdobyć jak najwięcej informacji, żeby się dobrze przygotować – wspomina dr Czuczko. – Chcieliśmy otrzymać przygotowany przez filipińskich konserwatorów opis stanu zachowania i fotografie, by jak najrzetelniej przygotować się do krótkiej wizyty.
Ocena strony filipińskiej wskazywała, że stan zachowania dzieła jest bardzo dobry – dodaje prof. Wachowiak. – Dostaliśmy kilka fotografii strony zewnętrznej książki, które były zrobione w taki sposób, żeby nie wzbudzać naszych wątpliwości.
Mimo to badacze z UMK wskazywali, że najlepszym rozwiązaniem dla tego egzemplarza byłby transport i konserwacja w Polsce, ponieważ Centrum Badań i Konserwacji Dziedzictwa Kulturowego UMK dysponuje lepszym zapleczem kadrowym i sprzętowym. – Współcześnie ingerencja konserwatora nie polega na oczyszczeniu, podniesieniu jedynie walorów estetycznych artefaktu – tłumaczy dr Jolanta Czuczko. – Wykonujemy szereg badań, diagnozujemy, ustalamy szczegóły, a projekt kształtuje się i dojrzewa w wielu głowach.
Transport jednak okazał się niemożliwy, mimo że w przeszłości zdarzały się podróże wartościowych artefaktów. – Uniwersytet św. Tomasza jest uczelnią królewską i pontyfikalną – tłumaczy prof. Wachowiak. – Na jedno z wydarzeń wystawienniczych sprowadzano na Filipiny cenną księgę ze zbiorów watykańskich, co wiązało się z olbrzymimi kosztami przede wszystkim ubezpieczenia przesyłki. Wtedy pomógł Watykan, ale w tym wypadku wiedzieliśmy, że strona filipińska nie może sobie pozwolić na taki wydatek. Po za tym trzeba sobie uświadomić, że dla nich "O obrotach sfer niebieskich" jest jednym z ważniejszych dzieł w skali zbiorów państwowych, wciągniętym na narodową listę cennych obiektów, więc najprawdopodobniej na poziomie ministerialnym nie byłoby zgody na jego wyjazd. Oprócz logistyki i kosztów transportu dzieła do Polski chodziło też o to, że Filipińczycy chcą iść drogą edukacji i uczyć się konserwacji. To jest racjonalna i słuszna droga.
Naukowcy lecieli do Azji Południowo-Wschodniej głównie po to, żeby doprecyzować szczegóły współpracy, zweryfikować warunki. – Nasze badaczki w swoich walizkach wiozły bardzo pokaźną ilość nietypowych rzeczy, więc przy lotniskowych bramkach drżeliśmy, czy nas przepuszczą – wspomina prof. Wachowiak. – Pomagał list z Filipin potwierdzający, że jedziemy badać zabytkowe dzieło i stąd ten nietypowy bagaż. Część z tych narzędzi zostawiliśmy stronie filipińskiej do dalszego użytku, ponieważ tam są zdecydowanie trudniej dostępne.
To tylko papier
Gdy konserwatorki w końcu zobaczyły dzieło Kopernika, były zszokowane jego stanem. Wnętrze wyglądało dużo gorzej niż oprawa. – Wiedzieliśmy, że są deformacje, ale nie spodziewałyśmy się aż tak złej kondycji podłoża papierowego – mówi dr Czuczko. – Z reguły starsze kodeksy są zachowane dużo lepiej niż XIX-wieczne dzieła. Na Toruńskim Festiwalu Nauki i Sztuki mieliśmy cykl wykładów poświęconych m.in. pierwszemu wydaniu dzieła Kopernika. Porównywaliśmy tomy znajdujące się w zbiorach Biblioteki Kórnickiej i Biblioteki Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, ocenialiśmy, w jakim są stanie i tłumaczyliśmy, jakim zabiegom konserwatorskim były poddawane. Kondycja różnych egzemplarzy tego samego wydania dzieła drukowanego na papierze wykonanym w tej samej papierni jest zupełnie inna. W Polsce też były problemy konserwatorskie, ale nie dotyczyły one w aż takim stopniu podłoża. A na Filipinach papier jest tak zniszczony, tak zakwaszony, jak w Europie i Stanach Zjednoczonych papier XIX i XX-wiecznych książek produkowanych maszynowo, które często już u zarania są skazane na hydrolizę kwasową.
Badaczki zauważyły też zniszczenia spowodowane przez typowe dla tamtejszego klimatu tropikalnego owady, mikroorganizmy oraz oddziaływanie i wahania wysokiej temperatury i wilgotności. Naukowczynie nie wiedzą jeszcze, czy zakwaszenie papieru to efekt jedynie klimatu. Sprawdzają to i przyznają, że czasem muszą prowadzić iście detektywistyczną pracę. Pomiędzy kartkami dzieła Kopernika znalazły bowiem resztki błękitnego proszku, nieużywanego przez konserwatorów w Europie. Okazało się, że wcześniejszym opiekunom księgi służył do odstraszania owadów lub zabijania mikroorganizmów. Później się z tego wycofano i usuwano proszek, ale niezbyt dokładnie, bo to bardzo trudne zadanie, zwłaszcza kiedy ma się do czynienia ze zniszczonym papierem. Na stan papieru mogły mieć też wpływ inne czynniki. – Manila to drugie po Warszawie najbardziej zniszczone miasto podczas II wojny światowej – mów dr Czuczko. – Zarówno Biblioteka, jak i cały uniwersytet najpierw były zlokalizowane w centrum miasta, ale po wojnie przeniesiono je w inne miejsce, gdzie początkowo panowały niedogodne warunki, a księgozbiór narażony był na negatywny wpływ klimatu.
– Jeśli uświadomimy sobie, że na Uniwersytecie św. Tomasza nie jest niczym dziwnym, że w porze monsunowej na kampusie do kostek brodzi się w wodzie, a uniwersytet zamyka się dopiero wtedy, kiedy woda sięga pasa, to widzimy stopień ryzyka, z którym trzeba się borykać na Filipinach – dodaje prof. Wachowiak. - Jest on nieporównywalny z europejskim. Tam wilgotność na poziomie 80 proc. przez 4-6 miesięcy w roku to normalność.
Pomieszczenia obecnie funkcjonującej tam pracowni konserwatorskiej są już klimatyzowane, więc warunki poprawiają się, ale to jest mały wycinek czasu, biorąc pod uwagę wiek książki – informuje mgr Komsta-Sławińska.
Konserwatorki podkreślają, że papier w dziele Kopernika był już naprawiany, ale poczynione zabiegi negatywnie wpływają na jego kondycję i od dawna nie spełniają swojej funkcji. Zwracają też uwagę, że "De Revolutionibus Orbium Coelestium", podobnie jak inne zabytkowe egzemplarze w filipińskiej kolekcji, nie były eksponatami muzealnymi, ale były użytkowane. Jeśli coś się psuło, dezaktualizowało, robiono korekty, notatki na marginesach, podklejano. – Tradycyjnie do naprawy nie używano klejów syntetycznych, był też na pewno problem z dostępem do odpowiedniego papieru – mówi mgr Komsta-Sławińska. – Materiały, których użyto, już się zestarzały, zwłaszcza że w tropikalnym klimacie wszystkie procesy degradacji przebiegają szybciej. Po kilku dniach pracy z Kopernikiem zaczęłyśmy się zastanawiać, jak muszą wyglądać inne książki z tego zbioru.
Konserwatorki starały się zebrać informacje dotyczące wszystkich elementów książki, takich jak blok, oprawa, elementy konstrukcyjne, znaki proweniencyjne, ustalić zmiany i zakres ingerencji w dzieło Kopernika. Dążyły do tego, aby wszystko rejestrować metodami nieniszczącymi, czyli przenośnymi mikroskopami z różnymi zakresami światła, starały się zidentyfikować dodatkowe, późniejsze adnotacje, a także zbadać odczyn pH papieru oraz obecność metali przejściowych w atramentach. – Wymagało to przekładania strony po stronie, tak by każda zyskała swój opis – mówi prof. Wachowiak. – Każdy kolejny etap badań był już prowadzony na podstawie ustandaryzowanego opisu, oceniającego stan zachowania w czterostopniowej skali (A, B, C lub D) w perspektywie narastającego zagrożenia i kierunku kolejnych badań. Zwracaliśmy uwagę szczególnie na charakterystyczne symptomy, takie jak ściemnienie, zażółcenie, kruchość papieru - wskazujące na zakwaszenie kart, różnokolorowe zaplamienia będące wynikiem rozwoju mikroorganizmów czy rozległe ubytki, będące wynikiem żerowania owadów.
Filipińczycy od dość dawana są świadomi, że egzemplarz "De Revolutionibus Orbium Coelestium", który mają u siebie, to "perełka". Jest przechowywany w oddzielnej szafie. – Pytaliśmy, dlaczego nie poinformowali nas o tak fatalnym stanie książki – mówi dr Czuczko. – Tymczasem oni obawiali się przeprowadzić wnikliwszą analizę stanu zachowania, która wymagałaby przekładania stron, bo generowałoby to kolejne zniszczenia.
Dwie drogi
Zarówno naukowcom z UMK, jak i Filipińczykom oraz pracownikom Ambasady RP w Manili zależy na tym, by dzieło Kopernika odrestaurować. Toruńscy konserwatorzy pobrali mikropróbki do analizy i obecnie podsumowują badania. Strona filipińska również przyjęła na siebie pewne zadania analityczne i je realizuje. No i czeka na podsumowanie i raport końcowy z wyjazdu. – Na miejscu prosiliśmy o możliwość konsultacji zarówno z konserwatorami, opiekunami zbiorów, jak i pracownikami instytutu badawczego, laboratoriów – mówi mgr Komsta-Sławińska. – Dążyliśmy do tego, żeby współpracować i rozmawiać. Mieliśmy szczęście, że osoba, która reprezentowała biuro współpracy międzynarodowej, jest chemikiem i rozumiała nasze potrzeby badawcze. Udało się doprowadzić do tego, że zostaliśmy zaproszeni do laboratorium, gdzie mogliśmy poznać możliwości badawcze fizyków i chemików. Towarzyszyli nam pracownicy biblioteki i konserwatorzy. Okazało się, że w laboratorium byli po raz pierwszy. Powstała duża motywacja i pozytywne nastawienie, że możemy w końcu doprowadzić do współpracy konserwatorów z naukowcami z innych dziedzin, co na polskim gruncie jest już od dawna praktykowane.
Dziś trudno przewidzieć, ile czasu potrwa konserwacja dzieła. Pierwotnie wszystkim zależało, żeby odrestaurować je w tym roku w związku z 550. rocznicą urodzin Mikołaja Kopernika. Ale księga ma już 480 lat, więc jeśli jej konserwacja przesunie się o rok, nic złego się nie stanie, o ile będzie przechowywana w dobrych warunkach. A tak jest obecnie. – Chciałabym, żeby ten rok skończył się raportem z badań i projektem dalszych prac – twierdzi dr Czuczko. – Zasugerowaliśmy pewne drogi do celu, ale są to drogi, do których tamtejsi konserwatorzy nie są przyzwyczajeni. Na Filipinach konserwacje przebiegają tak jak u nas 20-30 lat temu, przy bardzo dużej ingerencji w dzieło. Niestety przekłada się to na demontaż wszystkich elementów i utratę historycznej konstrukcji kodeksu. Wówczas karty papierowe można dogodnie oczyścić chemicznie, wzmocnić, uzupełnić ubytki, ponownie zszyć i oprawić. Jest to skuteczne, ale tracimy wiele atrybutów, którymi charakteryzuje się dawne, oryginalne dzieło. Obecne tendencje w konserwacji-restauracji zabytkowych kodeksów zakładają minimalną ingerencje i zachowanie nawet wtórnych napraw.
W wypadku filipińskiego egzemplarza "O obrotach…" konserwatorzy rozpatrują dwie drogi. Pierwsza, opisana wcześniej – zakładająca pełny demontaż i druga zakładająca konserwację księgi in situ - w bloku. W takiej sytuacji wszelkie niezbędne zabiegi prowadzone są karta, po karcie, bez ich wcześniejszego rozszywania. Jest to jednak metoda bardziej skomplikowana, czasochłonna, a w warunkach tropikalnych musiałaby być przeprowadzona ostrożnie, aby uniknąć zagrożeń związanych z atakiem mikrobiologicznym. Naukowczynie z UMK preferują drugie rozwiązanie. W europejskich warunkach klimatycznych tego typu naprawa byłaby łatwiejsza, ale badaczki prawdopodobnie będą musiały nauczyć się pracować w klimacie filipińskim. Tym bardziej że pojawiły się propozycje, by wróciły na Filipiny już latem. Jest to niestety pora deszczowa i korzystniej byłoby pracować w porze suchej, dlatego do kolejnej wizyty dojdzie być może zimą.
Należy pamiętać, że właścicielem kodeksu jest Uniwersytet św. Tomasza i to decyzja tej uczelni będzie wiążąca, niezależnie od naszych rekomendacji – mówi prof. Wachowiak. – Podejmie ją pewnie szef biblioteki, bo to jego zapyta o zdanie ojciec rektor. W konserwacji ścieżek jest wiele, pytanie, jakie wartości zabytku będziemy starać się wyeksponować, zachować: naukową, historyczną, emocjonalną, dokumentacyjną, estetyczną, dawności. Czasami w danym procesie wszystkie te atrybuty możemy tak samo docenić, a czasami musimy się zdecydować: coś kosztem czegoś i to nam dyktuje odmienną drogę postępowania.
W bibliotece Uniwersytetu św. Tomasza oprócz "De Revolutionibus Orbium Coelestium" znajdują się inne zabytkowe tomy i katalog ksiąg rzadkich. Cały czas postępują szeroko rozumiane prace związane z dbaniem i ochroną cennego księgozbioru. Należy jednak pamiętać, że na Filipinach nie funkcjonuje żadna wyższa uczelnia kształcąca w zakresie konserwacji-restauracji zabytków. – Na Uniwersytecie św. Tomasza funkcjonuje Instytut Dziedzictwa, jego pracownicy są proszeni o wyjazdy w teren i opinie, ale nie wiem, czy jest wśród nich dyplomowany konserwator – mówi prof. Wachowiak. – Manila wraz z przedmieściami liczy ponad 24 mln mieszkańców, a pracuje tam 11 konserwatorów po specjalistycznych kursach, w tym tylko siedmiu senior-konserwatorów mających ukończone profesjonalne kursy konserwatorskie w Europie lub USA.
Często zapominamy o tym, jak ważnym portem była Manila. Mówimy współcześnie o globalizacji, tymczasem stopień globalizacji w XVII w. dla kilku mocarstw europejskich takich jak Hiszpania czy Portugalia nie był mniejszy. Manila była wrotami do Chin. Na Filipiny regularnie kursowały statki z Ameryki Południowej. Monety, którymi płacono w Chinach, były wykonywane przez Hiszpanów z peruwiańskiego złota, a jeden z introligatorów, który oprawiał wprawdzie nie dzieło Kopernika, ale inne cenne księgi z tamtych zbiorów, pochodził z Meksyku.
Filipiny mają uniwersytet z przeszło 400-letnią tradycją, posiadający w swoich archiwach m.in. świetnie zachowane dokumenty, najwcześniejsze z XVI w., ale jako kraj pełną niepodległość, po 400-letniej kolonizacji, uzyskał dopiero w 1946 r. Filipińczycy nadal budują swoją tożsamość i dochodzą do tego, że elementem państwotwórczym, tożsamościowym jest dbałość o własne dziedzictwo. A jest o co dbać, bo toruńscy naukowcy widzieli w bibliotece zabytkowe księgi w oprawach zbliżonych do tej, w jaką obecnie oprawione jest dzieło Kopernika. Dzięki pracom australijskiego badacza wiadomo, że zachowany na Uniwersytecie św. Tomasza egzemplarz dzieła Kopernika do Manili przywiózł Hernando de los Ríos Coronel, który najpierw był żeglarzem, a później został zakonnikiem. Znane są pewne fakty z historii tego woluminu, jest podpis właściciela de los Rios. - Zidentyfikowałyśmy trzy różne rodzaje filigranów tożsamych z europejskimi, więc mamy pewność, że jest to pierwsze wydanie "De Revolutionibus Orbium Coelestium" – zapewnia dr Czuczko.
Podróż naukowców z UMK na Filipiny obejmowała również kontakt z inną, największą w kraju, publiczną uczelnią wyższą Uniwersytetem Filipińskim. Zrodził się pomysł by w Manili otworzyć kierunek konserwatorski. W czasie wizyty został podpisany list intencyjny o współpracy tej uczelni z Uniwersytetem Mikołaja Kopernika w Toruniu.
Wyjazd naukowców na Filipiny i badania pierwszego wydania dzieła Kopernika zorganizowano przy wsparciu finansowym Fundacji Orlen oraz EF – pole badawcze - Konserwacja i Restauracja Dziedzictwa Kulturowego.